Test Toshiba Satellite T110
Toshiba T110 to pierwszy laptop typu CULV tego japońskiego producenta. Pojawił się w sprzedaży dużo później od konkurencyjnych konstrukcji, co stawiało go w trudnej sytuacji na starcie. By trafić do łask klientów, musiał zaoferować jakiś niepowtarzalny atut. Czy jest nim klawiatura z zaskakująco dużymi klawiszami? Na pewno nie słaby, jednordzeniowy procesor.
Obudowa
„Małe jest piękne” - ta maksyma znalazła zastosowanie dla pierwszego minilaptopa klasy CULV ze stajni Toshiby. Projektanci obudowy zrobili wszystko, co było w ich mocy, by wygląd Satellite T110 przykuwał wzrok klienta poszukującego nowej zabawki. Dominują tu ciemnoczerwone powierzchnie pokryte kwadratowo-romboidalnymi maleńkimi wzorkami. Wzorki te są bardzo dynamiczne i przyjazne w odbiorze. Wraz z błyszczącym lakierem, którym pokryto całość obudowy, nadają minilaptopowi nowoczesny a zarazem interesujący i modny wygląd.
Po podniesieniu klapy wrażenia estetyczne wzmacnia czarna błyszcząca ramka ekranu oraz umieszczone na obwodzie powierzchni roboczej srebrne paski.
Jak można się było spodziewać, nie ma róży bez kolców. Od strony użytkowej właściciel przypłaci wysoki połysk notoryczną potrzebą czyszczenia. Każde dotknięcie obudowy zostawia na jej powierzchni odciski palców, które choć w pewien sposób maskowane wzorem na obudowie, są jednak dobrze widoczne pod odpowiednim kątem.
Obudowa cechuje się słabym spasowaniem elementów. Nie podobały mi się odstępy między srebrnymi paskami a platformą roboczą i bardzo nie przypadło mi do gustu spasowanie baterii, a właściwie jego brak. Akumulator, za podtrzymywanie którego odpowiedzialne są dwa zatrzaski, najnormalniej w świecie chybocze się w gnieździe, klekocząc podczas przenoszenia!
Pokrywa matrycy cechuje się szczupłą sylwetką podkreślaną przez zwężające się krawędzie. Wykonana jest z dość solidnego plastiku i niezależnie od chwytu przy otwieraniu bądź zamykaniu ekranu wykazuje się należytą sztywnością. Z zewnętrznej strony klapa upiększona jest wspominanym powyżej czerwonym wzorkiem, a na jej środku umieszczono srebrno-szary znak producenta.
Z wewnętrznej strony w czarnej błyszczącej ramce rozmieszczono klasyczne odboje oraz standardową kamerkę internetową. Dół ramki zdobi ponownie szaro-srebrne logo Toshiby.
Zawiasy łączące klapę z platformą roboczą są niezwykle cienkie i bardzo rachityczne. Ponadto ich maskownica wydaje się być słabo spasowana (pomiędzy nią a platformą roboczą jest zauważalna szpara i tulejka zawiasu). Nie wpływa to jednak na funkcjonalność samych zawiasów, które chodzą niemal bezszmerowo i przy stosunkowo niewielkim oporze mają szansę służyć wystarczająco długo.
Wierzchnia część platformy roboczej jest wykonana z delikatniejszego plastiku, który w niektórych miejscach ulega ugięciom przy silniejszym nacisku. Biorąc jednak pod uwagę przeznaczenie i wagę laptopa, jego wytrzymałości nie mam za wiele do zarzucenia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że plastik od strony spodniej jest dosyć solidny i raczej twardy.
Jak już wspominałem, pulpit roboczy jest w większości pokryty dodającym Toshibie dynamizmu i prestiżu wzorem uzupełnianym w tej funkcji przez srebrną listwę biegnącą dookoła platformy roboczej. Obwódka ta rozszerza się przed gładzikiem, by zapewnić miejsce dla wszystkich kontrolek i elegancko skomponować się z przyciskami płytki dotykowej.
Rozmieszczenie i czytelność kontrolek podkreślonych białą farbą zasługuje na uznanie.
Pulpit sterujący wyposażono w najbardziej niezbędne urządzenia. Od strony ekranu mamy przycisk zasilania podświetlony kontrastującą z obudową zieloną kontrolką, czarną klawiaturę oraz zlewający się z obudową gładzik. Na próżno szukać tu paneli multimedialnych czy maskownic głośników, ale muszę przyznać, że takie spartańskie nieco wyposażenie nadaje Toshibie T110 swoistego uroku.
Rozmieszczenie złączy nie jest optymalne. Na prawej ściance, przy przedniej krawędzi, umieszczono dwa złącza audio i dwa USB. Dalej mamy ponad 8-centymetrowy pas niewykorzystanej wolnej przestrzeni! Dopiero przy ekranie znajdziemy następne gniazda: LAN i zasilania. Tylną przestrzeń niemal w całości zaanektował dla siebie potężny akumulator. Lewa ścianka została zabudowana przez: gniazdo USB, HDMI, czytnik kart, wylot powietrza z układu chłodzenia, złącze VGA oraz blokadę Kensingtona.
Osprzęt
Klawiatura Toshiby T110 jest urządzeniem, które może zjednać sobie przychylność użytkownika. Główny powód to duże, ba - bardzo duże, płytki alfanumeryczne (mierzą 15x15 mm). Dzięki takim rozmiarom nawet grube palce męskich dłoni będą w stanie wygodnie wbijać właściwe znaki.
Nieco mniej przyjaźnie wyglądają klawisze funkcyjne, „Pg” i kierunkowe, które zostały pomniejszone. Na obronę strzałek należy jednak przytoczyć ich wyodrębnienie, które w dużym stopniu ułatwia ich wykorzystanie.
Pewne problemy podczas pisania w ojczystym języku może sprawić klawisz „Alt”, który mierzy jedynie 10 mm na szerokość. Szkoda, że ten mankament znany z innych modeli Toshiby nie został poprawiony. Zmienione zostały natomiast kształt i zorientowanie klawisza „Enter” - sprowadzono go do pozycji poziomej. Dzięki temu znalazło się nad nim miejsce na klawisz „Backspace”, co spowodowało kolejną poprawę - wydłużenie klawisza spacji.
Na plus klawiatury należy zaliczyć jej relatywną sztywność. Podlega ona oczywiście ugięciom, jednak w porównaniu z recenzowanym niedawno większym modelem Satellite L500-1Q9 jest iście solidna.
Klawisze cechują się krótkim i średnio miękkim skokiem. Ich głośność oceniam jako przeciętnie cichą; wyjątek stanowi nieco głośniejsza spacja, ale mimo nieco donośniejszego kliku nie nazwałbym jej głośną.
Płytka dotykowa nie wyróżnia się kolorem czy wzorem względem podkładki pod ręce, ale została umieszczona w niewielkim zagłębieniu. Dzięki obniżeniu jej względem reszty pulpitu dość łatwo wyczuwalne są granice gładzika, co znacznie wpływa na komfort jej użytkowania.
Doskonale wypadają czułość i zakres ruchu tego urządzenia sterującego. Przesunięcie palca od granicy do granicy w poziomie przełoży się na przejście kursora z jednej krawędzi ekranu na drugą mimo dość dużej rozdzielczości matrycy.
Dużo gorzej sprawują się osadzone na błyszczącej srebrnej płytce (ok. 1 mm przed tabliczką dotykową) przyciski. Cechują się one wyjątkowo krótkim skokiem, wysoką twardością i są raczej głośne. Ich jedynym atutem zdaje się być dobrze komponujący się z resztą pulpitu wygląd.
Przy opisie osprzętu warto zwrócić uwagę na stosowaną przez Toshibę diodę sygnalizacyjną kamerki internetowej. Świecąca dość silnym niebieskim światłem kontrolka umieszczona obok urządzenia rejestrującego dość skutecznie uświadamia użytkownikowi jego stan.
Obraz
Panele LCD o rozmiarze 11,6 cala coraz bardziej podbijają serca zwolenników minilaptopów. Toshiba, firma starająca się zawsze dostarczać produkty wpasowujące się w panujące trendy, postanowiła wyposażyć model T110 w ekran właśnie tej wielkości. Na uwagę zasługuje wysoka rozdzielczość natywna, która wynosi 1366x768 i jest częściej spotykana w matrycach o większej przekątnej.
Ekran jest podświetlany diodami LED i jak większość tego typu urządzeń cechuje się dość równomiernym podświetleniem. Nie mam zastrzeżeń do jasności i nasycenia kolorów wyświetlanych na ekranie. Matrycę wyprodukował Samsung, którego wyświetlacze LCD z reguły cieszą się uznaniem użytkowników. Ten akurat prezentuje nie najgorsze poziome kąty widzenia; z kolei te w pionie trochę za szybko się psują (obraz traci na jakości przy odchyleniu od idealnego położenia). Biorąc jednak pod uwagę przeznaczenie minilaptopów, są one akceptowalne.
Przyszłych użytkowników Toshiby T110 powinna martwić błyszcząca powłoka ekranu. W pomieszczeniach zamkniętych nie będzie ona dużym utrudnieniem, ale na otwartych przestrzeniach przy silnie operującym słońcu może stać się prawdziwym utrapieniem. Za „piękną połyskliwość” w okresie letnim przyjdzie zapłacić refleksami i odblaskami.
Osiągi
Przeznaczeniem netbooków, minilaptopów i większych laptopów z klasy CULV są długie przebiegi na baterii, umożliwiające pracę z dokumentami, prezentacjami i Internetem. Podzespoły, w które została wyposażona Toshiba T110, w zasadzie spełniają zadania, do których ten laptop jest przeznaczony.
Jednordzeniowy procesor Intel Pentium SU2700 jest wykonany w technologii 45 nm, a jego maksymalne TDP wynosi 10 W. Rdzeń taktowany jest z częstotliwością 1300 MHz i wspomagany przez 2 MB pamięci podręcznej drugiego poziomu. Magistrala FSB wynosi dla tego modelu 800 MHz.
Mimo niezłych danych na papierze rzeczywista wydajność tego procesora bardziej przypominała mi P3 Coppermine z zamierzchłych czasów, aniżeli współczesne Penryny. Na otwarcie przeciętnej aplikacji czy dokumentu byłem zmuszony czekać od 3 do 7 sekund!
Zaskoczony słabą wydajnością przeprowadziłem testy wPrime, które wykazały ciekawe wyniki: 134,7 s dla próbki 32M i 4268,5 s dla próbki 1024M. Czasy te są odpowiednio o 14 i 402 s (!) dłuższe niż te znajdujące się w tabeli porównawczej Notebookcheck. Myślę, że odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest preinstalowany na notebooku Toshiby system Windows 7 (wersja 64-bitowa). Wbrew temu, co sugerują spece od marketingu, należy pamiętać, że Windows 7 bliżej jest do Visty niż do XP.
Zastosowany w omawianym notebooku procesor graficzny to zintegrowany układ Intela. Głównymi cechami GMA X4500M są niskie zapotrzebowanie na energię i bardzo niska wydajność. Mimo słabych parametrów zintegrowanego układu graficznego odtwarzana z zewnętrznego dysku twardego próbka filmu HD (720p) „Dust to glory” była wyświetlana płynnie. Sukces odtwarzania próbki 720p zainspirował mnie do sprawdzenia materiału HD (1080p) „Journey Into Amazing Caves”. Test odtwarzania filmu w jakości 1080p wypadł równie pomyślnie.
Dostarczony na testy egzemplarz demonstracyjny (o oznaczeniu TL1) został wyposażony w dysk twardy Hitachi o pojemności 500 GB. Poza dużą przestrzenią dyskową zaskakuje on dobrą wydajnością. Przeciętny transfer na poziomie 63,2 MB/s to naprawdę dobry wynik jak na talerze kręcące się z prędkością 5400 obrotów na minutę.
3DMark 03 Standard | 1855 pkt. | |
3DMark 05 Standard | 1275 pkt. | |
3DMark 06 1280x768 Score | 693 pkt. | |
Pomoc |
Wpływ na otoczenie
Hałas
W obliczu pracy bez obciążenia układ chłodzenia zachowuje się wzorowo. Podczas pracy z dokumentami wentylator jest w stanie spoczynku lub kręci z naprawdę minimalnymi obrotami, generując szum zbliżony do 31 dB. Zapewnia to użytkownikowi znakomity komfort akustyczny. Niezgorzej wygląda głośność dysku twardego, którego emisje nie przekraczają 30,3 dB.
Mniej ciekawie sprawuje się laptop Toshiby pod obciążeniem, kiedy zmuszone do wysiłku podzespoły zaczynają wydzielać więcej ciepła i się nagrzewać. Wentylator zwiększa swoją wydajność, a generowany przezeń hałas przekracza 35 dB. W chwilach dużego stresu dla podzespołów wiatrak intensyfikuje swoją działalność i bezpardonowo zwiększa obroty. Natężenie hałasu może wtedy chwilowo przekroczyć nawet 37 decybeli.
Hałas
luz |
| 30.2 / 30.4 / 31.3 dB |
HDD |
| 30.3 dB |
obciążenie |
| 35.3 / 37.1 dB |
| ||
30 dB cichy 40 dB(A) słyszalny 50 dB(A) irytujący |
||
min: , med: , max: (odległość 15 cm) |
Ciepło
Niewielka T110 jest bardzo ciepłym laptopem. Mimo niskiej temperatury otoczenia (wynoszącej 19°C) wartości rejestrowane na powierzchni obudowy sięgnęły 41,3°C na spodniej stronie i 35,3°C na stronie wierzchniej.
Na nasilone oddziaływanie termiczne narażona jest szczególnie lewa strona notebooka, gdzie znajduje się wylot układu chłodzenia. Co ciekawe jednak, najwyższa temperatura (41,3°C) została zanotowana nie przy ujściu powietrza z wentylatora, ale w przedniej, zwężonej części obudowy. Prawdopodobnie to właśnie tam znajduje się centralna jednostka obliczeniowa.
Kolejne wysokie temperatury można zlokalizować w środkowej części obudowy. Są one szczególnie odczuwalne od strony spodniej. W tym miejscu rozlokowane zostały dwa gniazda na pamięć RAM, przy czym nie zapewniono im żadnego chłodzenia (nawet ich pokrywa jest jednolita, pozbawiona jakichkolwiek otworów wentylacyjnych).
Wyższe temperatury po prawej stronie są odczuwalne jedynie w jej środkowej części, a odpowiedzialny za nie jest dysk twardy (podobnie do pamięci także zamknięty solidną pokrywą serwisową).
Wraz z oryginalnym notebookiem na testy trafił nieoryginalny zasilacz, toteż pomiary jego temperatur są raczej ciekawostką. Trudno orzec, jak mają się one do temperatury zasilacza w modelu dostępnym w sprzedaży.
(+) The maximum temperature on the upper side is 35.3 °C / 96 F, compared to the average of 34.3 °C / 94 F, ranging from 21.2 to 62.5 °C for the class Office.
(±) The bottom heats up to a maximum of 41.3 °C / 106 F, compared to the average of 36.8 °C / 98 F
(+) The palmrests and touchpad are reaching skin temperature as a maximum (35.3 °C / 95.5 F) and are therefore not hot.
(-) The average temperature of the palmrest area of similar devices was 27.6 °C / 81.7 F (-7.7 °C / -13.8 F).
Głośniki
Minilaptopy to urządzenia z założenia ciche. Niekoniecznie powinno się to stosować do głośników, ale producent T110 postanowił pójść o ten krok dalej.
Na oficjalnej stronie Toshiby można znaleźć adnotację „Wbudowane głośniki stereofoniczne” i „Producent : Toshiba Bass Enhanced Sound System”. Jeśli wszystkie T110 wyposażono w te same ciche głośniczki, to moim zdaniem lepiej dla Toshiby byłoby się do nich nie przyznawać.
Ustawione na maksymalną głośność z trudem emitowały melodię zdolną przebić się przez szum pracujących w pobliżu dwóch innych laptopów. Nietrudno sobie wyobrazić, jak słabo słyszalne byłyby na przykład podczas jazdy samochodem. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki wyjątkowo niskiej maksymalnej sile głosu wytwarzany dźwięk jest czysty, bez charczenia.
Wydajność akumulatora
Najważniejsza w laptopie z klasy CULV jest długa praca na baterii. W modelu T110 Toshiba zadbała o akumulator o dużej pojemności – 61 Wh (5300 mAh). Testowany egzemplarz został wyposażony w ogniwa litowo-jonowe pozwalające na luzie przekroczyć 8 godzin pracy bez obciążenia. Świetnym wynikiem jest także 5 godzin przeglądania Internetu przez bezprzewodową sieć Wi-Fi (w tym prawie godzinna projekcja filmów z YouTube).
Akumulator jest klasą samą w sobie także podczas testów obciążeniowych. Test klasyczny programu Batery Eater przy maksymalnym rozjaśnieniu matrycy i schemacie zasilania nastawionym na najwyższą wydajność wyczerpał jego zasoby dopiero po trzech godzinach i dwunastu minutach.
wyłączony / stan wstrzymania | 0 / 0 W |
luz | 8.6 / 9.2 / 10.1 W |
obciążenie |
21.1 / 26.1 W |
Legenda:
min: ,
med: ,
max: |
Podsumowanie
Toshiba T110 jest jedną z bardziej udanych konstrukcji opartych na platformie CULV. Niskie zapotrzebowanie na energię elektryczną bezpośrednio przekładające się na bardzo długie przebiegi na jednym ładowaniu doskonale wpasowuje się w wymagania osób prowadzących mobilny tryb życia. Duże klawisze, cicha praca układu chłodzenia, gładzik o dużej rozdzielczości zapewniają komfort pozwalający na dłuższą pracę bez większego zmęczenia. Niewątpliwie ważnym aspektem dla przyszłych posiadaczy będzie także nowoczesny i, chciałoby się napisać, „kultowy” wygląd (ale to przecież kwestia gustu).
Mimo tak wielu plusów nie można zapomnieć o niedogodnościach, z jakimi spotkamy się przy użytkowaniu T110, a tych niestety także jest niemało. Pierwszym irytującym mnie minusem jest błyszcząca powierzchnia obudowy. Fakt - nadaje ona laptopowi tego specyficznego „blasku”, ale w codziennym użytkowaniu jej notoryczne czyszczenie nie należy do najprzyjemniejszych zajęć. Nie przypadło mi też do gustu rozmieszczenie złączy. Trzecim, najważniejszym dla mnie, mankamentem jest niska wydajność w środowisku Windows 7. Być może jestem już zbyt przyzwyczajony do silnych maszyn, ale czekanie na otwarcie dokumentu przez 5 sekund przekracza moje granice cierpliwości. Nie podobają mi się także wysokie temperatury obudowy oraz kiepskie spasowanie baterii. Na tle wyżej wymienionych wad niewygoda związana z małym klawiszem „Alt” jest już niemal marginalna.